Poczułem przyrody zew, Maluchem przed siebie gnam, W sumie trochę spieszno mi, Więc na skróty ruszam tam, Gdzie w mokradłach grasuje, Ta bestia straszliwa, Co pożera miastowych, Jozin się nazywa. Jozin z bazin pełznie przez moczary, Jozin z bazin znów szuka ofiary. Jozin z bazin już ostrzy siekacze, Jozin z bazin gryzie, dławi, skacze. Trzeba się go pozbyć, Jak to zrobić, dobrze wiem I jutro Jozina z samolotu opylę. Przejeżdżałem przez wiochę, Zatrzymałem się na znak, To kierownik wita mnie, Leje wódkę, gada tak: Łeb Jozina zdobądź, a Resztę bajki znasz już sam, Oprócz ręki córki mej, Pe.Ge.eR.u pół ci dam. Jozin z bazin pełznie przez moczary, Jozin z bazin znów szuka ofiary. Jozin z bazin już ostrzy siekacze, Jozin z bazin gryzie, dławi, skacze. Trzeba się go pozbyć, Jak to zrobić, dobrze wiem I jutro Jozina z samolotu opylę. Mówię: Muszę proszek mieć, No i samolota, Jutro Jozin będzie wasz, To prosta robota! Wszystko załatwione w mig, Wzbijam się pod chmury, By Jozina nawozem Przypudrować z góry. Jozin z bazin biały, jak lilija, Jozin z bazin już manatki zwija. Jozin z bazin do ściany przyparty, Jozin z bazin, skończyły się żarty. Złapałem Jozina, Nie wypuszczę, ohoho! Jak zabraknie kasy, To go sprzedam do Z.O.O.