W szumnom zale restorana, Sried wesiela i obmana, Pristan zaguliawszewo poeta. Wozlie stolika naprotiw, Ty sidisz wpołobarota, Wsja w lucie nocinogo sfieta. Tak samo słucilos wdrug, Szto slowa sorwalis z gub, Zakrucili gołowy hmielnuju. Ah kakaya zenscina, kakaya zenscina, Mnie w takuyu. Ah kakaya zenscina, kakaya zenscina, Mnie w takuyu. Poł nie czuya poł sowoyu, Mieżdu newom i zemluyu, Kak wo snie z toboy tancuyu. Aromat duhow tak manit, Olianiayet i durmanit, Ah kak sładko w niom tonu ja. Tak bliskij naszij tela, I bezumne sława, Bez stiszca tebe selczuya. Ah kakaya zenscina, kakaya zenscina, Mnie w takuyu. Ah kakaya zenscina, kakaya zenscina, Mnie w takuyu. Ty idiosz z drugim ja znaju, On tiebja dawno łaskayet, I tiebja domoj nie prowozuja. Zdiot w drugji silnej agnia, Nie maja ty nie maja, Tak zaciem że ja rewnuju. Skolko z nużno mnie wina, Cztoby iz pamiatyj prognat, I zabyt miecztu swoju szalnuju. Ah kakaya zenscina, kakaya zenscina, Mnie w takuyu. Ah kakaya zenscina, kakaya zenscina, Mnie w takuyu. Mnie w takuyu.